czwartek, 29 sierpnia 2013

two

- G-Gdzie byłeś? - Jąkałam się, próbując unormować moje bicie serca do normalnego stau, stałam twarzą w twarz z osobą, która stanowiła ogromną część mojego życia, a potem zaginęła pięć lat temu. - Uh, byłem w pobliżu. - Podrapał się w tył głowy.  Jego głos zdecydowanie pogłębił się w ciągu ostatnich pięciu lat. Jego linia szczęki i rysy twarzy były wciąż te same. Tylko trochę starszą wersją.
- W pobliżu? - Mruknęłam. - Widzę. - Zaśmiałam się z obrzydzeniem. - Musiałem odejść, wiesz. - Urwał. Whoa, skąd to nastawienie? - Nie, nie wiem! - Westchnęłam, oddychając głęboko. - Justin, uciekłeś. Twoi rodzice się martwili! Są wciąż przygnębieni, że ich jedyny syn zniknął na pięć pieprzonych lat! - Czułam, jak moja klatka piersiowa unosi się w górę i w dół, podczas mojego nierównego oddychania.
Justin zignorował moje patrzenie się na niego, spojrzał na stopy. Widziałam jak jego szczęka zaciska się i odciska gdy się uspokoił. Jeden z jego przyjaciół lub członek gangu umieścił uspokajająco rękę na jego ramieniu, by go uspokoić. Rozejrzał się w około i westchnął przed udzieleniem mi odpowiedzi. - Sam, możemy porozmawiać na osobności? - Powiedział, spokojnie i spojrzał na mnie tymi oczami.
Rozejrzałam się wokół mnie, zobaczyłam wujka Jeba, Kayle i Dianę, którzy przysłuchiwali się naszej rozmowie. Odwróciłam się i spojrzałam na chłopaków z gangu Justina. Oczywiście nie chciał się dzielić przeszłością z obymi. - Dobrze. - Westchnęłam i przeszłam obok niego, aby przejść do głównego biura. Nie było mowy, abym stała przed tymi wszystkim innymi gangami. - Mów. - Urwałam, zatrzymując się w ciemnym korytarzu z dala od innych ludzi.
Zamiast mówić, stanął tam z niepewnością co ma zrobić dalej, w końcu zamknął mnie w ciepłym uścisku. Pachniał papierosami i wodą kolońską. Dobry rodzaj wody kolońskiej. - Brakowało mi ciebie tak cholernie. - Przytulił moją drobną postać jeszcze mocniej, co utrudniało mi oddychanie. Ja jednak go nie przytuliłam. Nadal potrzebowałam wyjaśnień. Odsunął się i spojrzał na mnie. - Dorosłaś szybko. - Zaśmiał się cicho. - Nie wyglądąsz tak źle. - Uśmiechnął się lekko.
- Słuchaj, um myślę, że będzie lepiej jeśli pójdziemy gdzieś indziej. - Włożył ręce do kieszeni, przygryzając dolną wargę. - Nie wiem, czy mogę ci zaufać. - Westchnęłam, owijając ramiona wokół swojego ciała. - Nie lubię gangów. - Wzdrygnęłam się niespokojnie, pocierając swoje ramię ręką. - Hej, nikt nie lubi gangów. Ale znamy się z dzieciństwa. - Wzruszył ramionami. - Ale nie jesteś tym samym Justinem, którego znałam gdy byłam mała. Nie jesteś.. - Zaufaj mi. - Urwał. - Proszę. - Spojrzałam na jego twarz. Jego oczy były skupione na mnie, wzbudzały we mnie zaufanie i przekonywały mnie do tego, że mnie nie skrzywdzi.
- Dobrze. - Mój głos był chrapliwy, poczułam gorący strumień łez powoli płynący w dół po mojej twarzy. Brakowało mi go. Rzeczywiście. Nie da się tego ukryć. Spojrzałam w dół, aby nie mógł zobaczyć mojej twarzy, zdjął swoją marynarkę i umieścił ją na moich ramionach, aby uchronić moje odsłonięte ciało od wzroku innych mężczyzn obok których będziemy przechodzić.
Otworzył drzwi, owinął swoją rekę opiekuńczo wokół mojego małego ciała, oboje pobiegliśmy do jego samochodu. Słyszałam liczne komentarze typu Nieźle, Bieber! Nie bądź dla niej zbyt szorstki! i Skąd ją wziąłeś? Justin zignorował je i otworzył drzwi od strony pasażera dla mnie, sam natychmiast dostał się na miejsce kierowcy i odjechał tak szybko, jak tylko mógł.
Rozmawiał przez telefon z kimś, kogo nie znałam. Kimś o imieniu Jason. Prawdopodobnie był jednym z członku gangu. - Jason, po prostu kurwa zostań tam teraz! - Splunął. - Zajmiemy się tymi bzdurami później! Mam teraz coś do załatwienia. - Wzdrygnęłam się na siedzeniu gdy powiedział o mnie w taki biznesowy sposób. Miał zamiar zrobić coś ze mną nie tak? Jęknął i zakończył połączenie w irytacji, przebiegł ręką po swoich włosach ciągnąć z ich końcówki.
Nie chciałam pytać go co się stało, ponieważ bałam się, że to odbije się na mnie. Milczeliśmy przez całą drogę. Między nami była niezręczna cisza. - Dokąd mnie zabierasz? - Pisnęłam. Uspokoił się i zachichotał słysząc mój pisk, czułam że moje policzki przybierają kolor pomidora. - Do mojego domu. - Potarłam swoje ramiona i poruszyłam się niespokojnie w fotelu.
Justin tego nie zauważył, ponieważ samochód chodził głośno. Odwrócil się do mnie. - Hej, nie zamierzam nic tobie zrobić. Proszę! Po prostu myśl o mnie tak jak o tym małym Justinie. - Nie mogłam sobie tego wyobrazić, on był... inny.
Justin zamknął oczy i wziął głęboki oddech. Zacisnął szczękę, po chwili ją rozluźniając. Odetchnął po krótkim czasie, a kiedy otworzył oczy, były one pełne gniewu i wściekłości. Mam doczynienia z jego złą stroną. Odsunęłam się od niego, szczerze mówiąc, bałam się go. Po mojej reakcji, jego twarz uspokoiła się. - Przepraszam. - Spojrzał na swoje ręce ze wstydu. Nie odpowiedziałam.
- Po prostu... proszę. Nie zrobię tobie nic złego. Obiecuję. - Siedziałam cicho, złożyłam ręce i spojrzałam przed siebie. Postanowiłam nie odpowiadać. On nadal wiózł mnie do swojego domu. Justin wziął ciszę jako "w porządku" ode mnie i zaczął jechać ulicą ponownie.
Gdy dotarliśmy do jego domu, moja szczęka dosłownie upadła na ziemię. - Podoba ci się to co widzisz? - Justin wyciągnął kluczyki ze stacyjki i wysiadł z samochodu, zrobiłam to samo. - T-Ty tu mieszkasz? - Jąkałam się w zachwycie. - Tak. Nie mieszkam tu sam, wiesz. Dzielę się z kilkoma moimi chłopakami. - Wzruszył ramionami, położył rękę na moim plecach, wskazując wejście do domu.
Gdy znalazłam się w środku, moje oczy rozszerzyły się w szoku, to był chyba jeden z najpiękniejszych domów w Vancouver. Podłogi były drewniany i polerowane, marmurowe schody prowadziły na drugie piętro. Po lewej stronie znajdował się ogromny salon w stylu vintage, a na prawo był mały pokój z fortepianem i dwiema bialymi kanapami.
Jak Justin zdołał mieć to wszystko, po tym jak uciekł od tego co miał? Oh zaczekaj, racja. Jest częścią gangu. - Ty.. Urządzałeś to miejsce? - Zapytałam oszołomiona. Justin zaśmiał się, spojrzał na swoje stopy, a potem na mnie. - Nie, dziewczyny Jasona i Tylera urządzały to miejsce. - Przechyliłam głowę na bok. - Kim są- - Częścią mojej grupy. - Justin przerwał mi. Cisza zapadła ponownie, podziwiałam piękno tego domu.
- Mogę zaoferować ci drinka? - Justin zapytał cierpliwie. - Nie, ja po prostu chcę wiedzieć co działo się z tobą w ciągu ostatnich kilku lat. - Przeniosłam swoją uwagę z domu na niego. - Dobrze. - Bez uprzedzenia Justin wziął mnie za ręke i delikatnie poprowadził przez salon, do kuchni, a stamta do ogrudy. Ale nie zatrzymał się.
Minęliśmy basen i jacuzzi, wkroczyliśmy na most, po chwili znaleźliśmy się w małej altance z widokiem na jezioro, tu się zatrzymał. Widok przede mną był wspaniały. Łabędzie zbierały się w grupy i płynęły od jednego końca do drugiego. Oh, oni także mieli łódkę. - Mów. - Justin stał naprzeciwko mnie. Westchnął ciężko i zaczął mówić powoli. - Uh.. - Powiedział drżącym głosem.
Warknęłam. - Dlaczego zostawiłeś Statford, Justin! - Słyszałam jak mój głos się niecierpliwi i denerwuje. - Nie wiedziałaś, jakim tam żyłem życiem, Sam! Przed tobą i oczami twoich rodziców byliśmy normalną rodziną! Ale nie byliśmy! Moi rodzice nie przestawali ze sobą walczyć... - Jego pierś poruszała się szybko w górę i w dół. - Doprowadziło to do punktu, że mój ojciec położył ręce na mojej mamie. To nie koniec, Sam! To odbyło się przede mną! - Przełknęłam ogromną piłkę, która stworzyła się w moim gardle. Nie mogę mówić, nie mogę oddychać.
- Pamiętasz, gdy moja mama była w szpitalu przez kilka dni, bo upadła ze schodów? Cóż, teraz znasz prawdę. - Potarł swoją twarz we frustracji. - Nie chciałem wyjeżdżać. Nie chciałem opuścić mojego życia. Kocham moich rodziców bardzo mocno. Ale nie mogłem poradzić sobie z tym. Nie miałem innego wyboru niż po prostu.. Po prostu.. Uciec. - Osunął się na podłogę, załamany i samotny.
Nie mogłam się zdecydować, czy powinnam zrobić krok w jego stronę i go pocieszyć lub po prostu zatrzymać się i pozwolić mu kontynuować. Zrobiło się mi go żal. To co przeszedł. Jego jedyną rzeczą była ucieczka od tego wszystkiego na zawsze. I zrobił to.
- Tęsknie za nimi tak cholernie bardzo. Ale nie myślę o tym co robią, gdy żyję życiem takim jak teraz. - Pociągnął nosem. Czułam, że moje serce podchodzi do żołądka gdy patrzyłam na chłopaka, którego znałam od urodzenia, załamanego. Opadłam na ziemię, podciągnęłam kolana do piersi, kiedy nadal mówił.
- Biorę narkotyki, piję alkohol. Uprawiam seks z inną kobietą co nos, czasami zabijam ludzi.. - Poczułam dreszcz, który przeszedł przed rdzeń mojego kręgosłupa, a moje włosy stanęły gdy wspomniał jak żyje. - Nigdy nie chciałem tego.Ale wybrałem to życia i nie jestem pewnien czy je lubię czy nie. - Przetarł dłonią jego ramiona.
W tym momencie, nie byłam pewna, czy robiąc krok w jego kierunku to dobry pomysł. Ja na pewno czuję się nie komfortowo w takim towarzystwie, które zabija ludzi. Zwłaszcza z moim dawnym przyjacielem z dzieciństwa. Życie jest zdecydowanie mylące jak skurwysyn. - Sam. - Spojrzał na mnie,  nawiązał ze mną najintensywniejszy kontakt wzrokowy jaki z kimkolwiek miałam, przygryzłam wnętrze swojego policzka. - Obiecuję, że nie będę cię krzywdzić. - Podkreślił słowo "nie". - Jesteś zbyt wiele znacząca w moim życiu, abym cię krzywdził. Jesteś ostatnią pamiątką z mojego dawnego życia. Jesteś ostatnią rzeczą, która utkwiła mi w pamięci. - Ten chłopiec nie byl teraz przestępcą. Był moim najlepszym przyjacielem Justinem Drew Bieberem. Był zagubiony i zdezorientowany.
- Nie całkiem przepadłeś, prawda? - Przemówiłam po raz pierwszy od kiedy zaczął mówić. Spojrzał na mnie z nadzieją w oczach. - Jest jeszcze część starego Justina, którego znałam. - Uśmiechnęłam się do niego, kiedy przez moją głowę przebiegały retrospekcje wspomnień. - Wciąż jesteś Justinem, który popchnął mój tort urodzinowy na moją twarz, który grał Kena, a ja Barbie, kto prawie spalił dom, bo myślałam, że jesteś świetnym kucharzem w wieku trzynastu lat.. Prawda? - Przygryzłam wargę i spojrzałam na niego, aby zobaczyć szeroki uśmiech wymalowany na jego twarzy z policzka do policzka. Pamiętał te chwile tak samo jak ja.
Zamiast odpowiedzieć, wstał i pomógł mi wstać. Ostrożnie przyciągnął mnie do uścisku. - Wciąż tu jestem Sam. Obiecuję. - Pogłaskał moje włosy wielokrotnie. - Brakowało mi ciebie tak cholernie bardzo. - Szepnął na ne jego ramieniu szlochając. - Mi ciebie też, Sam. - Odpowiedział.
Cofnęłam się, gdy zobaczył łzy spływające po moich policzkach otarł je i złapał mnie za ramiona. - Więc co sprowadza cię do Vancouver? - Próbował zmienić temat. - Cóż chodzę tutaj do collegu i zdarza mi się na ciebie wpadać. - Roześmiałam się.
- Czy twoi rodzice są z tobą? - Zapytał z troską. - Nie, dlaczego? - Przechyliłam głowę na bok. - Sam, musisz mi obiecać, że nie zamierzasz nikomu powiedzieć, że mnie znalazłaś. - Powiedział, wskazując że nie żartuje. Zmarszczyłam brwi. - Obiecuję. - Spojrzałam na swoje stopy.
Właśnie wtedy poczułam jak mój telefon wibruje w kieszeni. Wzięłam go i zobaczyłam, że Diane dzwoni. Odwrócilam się od Justina i odebrałam telefon podczas gdy błądziłam wzrokiem po jeziorze. - Halo? - Dzięki Bogu! Myślałam, że zostałaś zgwałcona czy coś. - Diane powiedziała z ulgą. - Diane jest w porządku. - Dobrze. Wujek Jeb naprawił samochód. Jestem w drodze do kampusu. Powinnam po ciebie przyjechać? - Nie przejmuj się. Ja po prostu zapytam Justina czy mnie podrzuci. - Ach, więc znasz go. Dobrze. Cześć kochanie. - Pa. - Rozłączyłam się i odwróciłam do Justina zastając go szczęśliwego. Na pewno byłam szczęśliwa widząc, że on jest także.
- Muszę iść. - Westchnęłam ze smutkiem. Chciałam spędzić z nim cały dzień. Uśmiech Justina zamienił się w grymas. - Teraz? - Tak. Robi się późno. - Słońce znajdowało się na horyzoncie. Przeszłam obok niego i udałam się do ogrodu. Zatrzymałam si nie pamiętając, którędy muszę iść. - Tędy. - Justin zaśmiał się, położył delikatnie rękę na moim plecach i odwrócił się w lewo.
Bez punktu widzenia.
Justin podjechał do krawężnika przy internacie Sam, zgasił silnik i położył rękę na tylnej części zagłówka Sam. - Więc do zobaczenia kiedyś? - Sam zapytała. - Na pewno. - Uśmiechnął się i pochylił się aby ją przytulić, złożył szybki pocałunek na jej policzku. Sam poczuła rumieniec skradający się na jej policzki, oddała uścisk Justina i odsunęła się po kilku sekundach.
- Pa, Justin. - Wyszeptała. - Pa, Sam. - Odpowiedział, gdy Sam wysiadała z samochodu. Po chwili biegła sprintem do akademika, nie oglądając się za siebie.

Nie wiedziała, że jej życie zmieni się w osiemdziesięciu procentach.- G-Gdzie byłeś? - Jąkałam się, próbując unormować moje bicie serca do normalnego stau, stałam twarzą w twarz z osobą, która stanowiła ogromną część mojego życia, a potem zaginęła pięć lat temu. - Uh, byłem w pobliżu. - Podrapał się w tył głowy.  Jego głos zdecydowanie pogłębił się w ciągu ostatnich pięciu lat. Jego linia szczęki i rysy twarzy były wciąż te same. Tylko trochę starszą wersją.
- W pobliżu? - Mruknęłam. - Widzę. - Zaśmiałam się z obrzydzeniem. - Musiałem odejść, wiesz. - Urwał. Whoa, skąd to nastawienie? - Nie, nie wiem! - Westchnęłam, oddychając głęboko. - Justin, uciekłeś. Twoi rodzice się martwili! Są wciąż przygnębieni, że ich jedyny syn zniknął na pięć pieprzonych lat! - Czułam, jak moja klatka piersiowa unosi się w górę i w dół, podczas mojego nierównego oddychania.
Justin zignorował moje patrzenie się na niego, spojrzał na stopy. Widziałam jak jego szczęka zaciska się i odciska gdy się uspokoił. Jeden z jego przyjaciół lub członek gangu umieścił uspokajająco rękę na jego ramieniu, by go uspokoić. Rozejrzał się w około i westchnął przed udzieleniem mi odpowiedzi. - Sam, możemy porozmawiać na osobności? - Powiedział, spokojnie i spojrzał na mnie tymi oczami.
Rozejrzałam się wokół mnie, zobaczyłam wujka Jeba, Kayle i Dianę, którzy przysłuchiwali się naszej rozmowie. Odwróciłam się i spojrzałam na chłopaków z gangu Justina. Oczywiście nie chciał się dzielić przeszłością z obymi. - Dobrze. - Westchnęłam i przeszłam obok niego, aby przejść do głównego biura. Nie było mowy, abym stała przed tymi wszystkim innymi gangami. - Mów. - Urwałam, zatrzymując się w ciemnym korytarzu z dala od innych ludzi.
Zamiast mówić, stanął tam z niepewnością co ma zrobić dalej, w końcu zamknął mnie w ciepłym uścisku. Pachniał papierosami i wodą kolońską. Dobry rodzaj wody kolońskiej. - Brakowało mi ciebie tak cholernie. - Przytulił moją drobną postać jeszcze mocniej, co utrudniało mi oddychanie. Ja jednak go nie przytuliłam. Nadal potrzebowałam wyjaśnień. Odsunął się i spojrzał na mnie. - Dorosłaś szybko. - Zaśmiał się cicho. - Nie wyglądąsz tak źle. - Uśmiechnął się lekko.
- Słuchaj, um myślę, że będzie lepiej jeśli pójdziemy gdzieś indziej. - Włożył ręce do kieszeni, przygryzając dolną wargę. - Nie wiem, czy mogę ci zaufać. - Westchnęłam, owijając ramiona wokół swojego ciała. - Nie lubię gangów. - Wzdrygnęłam się niespokojnie, pocierając swoje ramię ręką. - Hej, nikt nie lubi gangów. Ale znamy się z dzieciństwa. - Wzruszył ramionami. - Ale nie jesteś tym samym Justinem, którego znałam gdy byłam mała. Nie jesteś.. - Zaufaj mi. - Urwał. - Proszę. - Spojrzałam na jego twarz. Jego oczy były skupione na mnie, wzbudzały we mnie zaufanie i przekonywały mnie do tego, że mnie nie skrzywdzi.
- Dobrze. - Mój głos był chrapliwy, poczułam gorący strumień łez powoli płynący w dół po mojej twarzy. Brakowało mi go. Rzeczywiście. Nie da się tego ukryć. Spojrzałam w dół, aby nie mógł zobaczyć mojej twarzy, zdjął swoją marynarkę i umieścił ją na moich ramionach, aby uchronić moje odsłonięte ciało od wzroku innych mężczyzn obok których będziemy przechodzić.
Otworzył drzwi, owinął swoją rekę opiekuńczo wokół mojego małego ciała, oboje pobiegliśmy do jego samochodu. Słyszałam liczne komentarze typu Nieźle, Bieber! Nie bądź dla niej zbyt szorstki! i Skąd ją wziąłeś? Justin zignorował je i otworzył drzwi od strony pasażera dla mnie, sam natychmiast dostał się na miejsce kierowcy i odjechał tak szybko, jak tylko mógł.
Rozmawiał przez telefon z kimś, kogo nie znałam. Kimś o imieniu Jason. Prawdopodobnie był jednym z członku gangu. - Jason, po prostu kurwa zostań tam teraz! - Splunął. - Zajmiemy się tymi bzdurami później! Mam teraz coś do załatwienia. - Wzdrygnęłam się na siedzeniu gdy powiedział o mnie w taki biznesowy sposób. Miał zamiar zrobić coś ze mną nie tak? Jęknął i zakończył połączenie w irytacji, przebiegł ręką po swoich włosach ciągnąć z ich końcówki.
Nie chciałam pytać go co się stało, ponieważ bałam się, że to odbije się na mnie. Milczeliśmy przez całą drogę. Między nami była niezręczna cisza. - Dokąd mnie zabierasz? - Pisnęłam. Uspokoił się i zachichotał słysząc mój pisk, czułam że moje policzki przybierają kolor pomidora. - Do mojego domu. - Potarłam swoje ramiona i poruszyłam się niespokojnie w fotelu.
Justin tego nie zauważył, ponieważ samochód chodził głośno. Odwrócil się do mnie. - Hej, nie zamierzam nic tobie zrobić. Proszę! Po prostu myśl o mnie tak jak o tym małym Justinie. - Nie mogłam sobie tego wyobrazić, on był... inny.
Justin zamknął oczy i wziął głęboki oddech. Zacisnął szczękę, po chwili ją rozluźniając. Odetchnął po krótkim czasie, a kiedy otworzył oczy, były one pełne gniewu i wściekłości. Mam doczynienia z jego złą stroną. Odsunęłam się od niego, szczerze mówiąc, bałam się go. Po mojej reakcji, jego twarz uspokoiła się. - Przepraszam. - Spojrzał na swoje ręce ze wstydu. Nie odpowiedziałam.
- Po prostu... proszę. Nie zrobię tobie nic złego. Obiecuję. - Siedziałam cicho, złożyłam ręce i spojrzałam przed siebie. Postanowiłam nie odpowiadać. On nadal wiózł mnie do swojego domu. Justin wziął ciszę jako "w porządku" ode mnie i zaczął jechać ulicą ponownie.
Gdy dotarliśmy do jego domu, moja szczęka dosłownie upadła na ziemię. - Podoba ci się to co widzisz? - Justin wyciągnął kluczyki ze stacyjki i wysiadł z samochodu, zrobiłam to samo. - T-Ty tu mieszkasz? - Jąkałam się w zachwycie. - Tak. Nie mieszkam tu sam, wiesz. Dzielę się z kilkoma moimi chłopakami. - Wzruszył ramionami, położył rękę na moim plecach, wskazując wejście do domu.
Gdy znalazłam się w środku, moje oczy rozszerzyły się w szoku, to był chyba jeden z najpiękniejszych domów w Vancouver. Podłogi były drewniany i polerowane, marmurowe schody prowadziły na drugie piętro. Po lewej stronie znajdował się ogromny salon w stylu vintage, a na prawo był mały pokój z fortepianem i dwiema bialymi kanapami.
Jak Justin zdołał mieć to wszystko, po tym jak uciekł od tego co miał? Oh zaczekaj, racja. Jest częścią gangu. - Ty.. Urządzałeś to miejsce? - Zapytałam oszołomiona. Justin zaśmiał się, spojrzał na swoje stopy, a potem na mnie. - Nie, dziewczyny Jasona i Tylera urządzały to miejsce. - Przechyliłam głowę na bok. - Kim są- - Częścią mojej grupy. - Justin przerwał mi. Cisza zapadła ponownie, podziwiałam piękno tego domu.
- Mogę zaoferować ci drinka? - Justin zapytał cierpliwie. - Nie, ja po prostu chcę wiedzieć co działo się z tobą w ciągu ostatnich kilku lat. - Przeniosłam swoją uwagę z domu na niego. - Dobrze. - Bez uprzedzenia Justin wziął mnie za ręke i delikatnie poprowadził przez salon, do kuchni, a stamta do ogrudy. Ale nie zatrzymał się.
Minęliśmy basen i jacuzzi, wkroczyliśmy na most, po chwili znaleźliśmy się w małej altance z widokiem na jezioro, tu się zatrzymał. Widok przede mną był wspaniały. Łabędzie zbierały się w grupy i płynęły od jednego końca do drugiego. Oh, oni także mieli łódkę. - Mów. - Justin stał naprzeciwko mnie. Westchnął ciężko i zaczął mówić powoli. - Uh.. - Powiedział drżącym głosem.
Warknęłam. - Dlaczego zostawiłeś Statford, Justin! - Słyszałam jak mój głos się niecierpliwi i denerwuje. - Nie wiedziałaś, jakim tam żyłem życiem, Sam! Przed tobą i oczami twoich rodziców byliśmy normalną rodziną! Ale nie byliśmy! Moi rodzice nie przestawali ze sobą walczyć... - Jego pierś poruszała się szybko w górę i w dół. - Doprowadziło to do punktu, że mój ojciec położył ręce na mojej mamie. To nie koniec, Sam! To odbyło się przede mną! - Przełknęłam ogromną piłkę, która stworzyła się w moim gardle. Nie mogę mówić, nie mogę oddychać.
- Pamiętasz, gdy moja mama była w szpitalu przez kilka dni, bo upadła ze schodów? Cóż, teraz znasz prawdę. - Potarł swoją twarz we frustracji. - Nie chciałem wyjeżdżać. Nie chciałem opuścić mojego życia. Kocham moich rodziców bardzo mocno. Ale nie mogłem poradzić sobie z tym. Nie miałem innego wyboru niż po prostu.. Po prostu.. Uciec. - Osunął się na podłogę, załamany i samotny.
Nie mogłam się zdecydować, czy powinnam zrobić krok w jego stronę i go pocieszyć lub po prostu zatrzymać się i pozwolić mu kontynuować. Zrobiło się mi go żal. To co przeszedł. Jego jedyną rzeczą była ucieczka od tego wszystkiego na zawsze. I zrobił to.
- Tęsknie za nimi tak cholernie bardzo. Ale nie myślę o tym co robią, gdy żyję życiem takim jak teraz. - Pociągnął nosem. Czułam, że moje serce podchodzi do żołądka gdy patrzyłam na chłopaka, którego znałam od urodzenia, załamanego. Opadłam na ziemię, podciągnęłam kolana do piersi, kiedy nadal mówił.
- Biorę narkotyki, piję alkohol. Uprawiam seks z inną kobietą co nos, czasami zabijam ludzi.. - Poczułam dreszcz, który przeszedł przed rdzeń mojego kręgosłupa, a moje włosy stanęły gdy wspomniał jak żyje. - Nigdy nie chciałem tego.Ale wybrałem to życia i nie jestem pewnien czy je lubię czy nie. - Przetarł dłonią jego ramiona.
W tym momencie, nie byłam pewna, czy robiąc krok w jego kierunku to dobry pomysł. Ja na pewno czuję się nie komfortowo w takim towarzystwie, które zabija ludzi. Zwłaszcza z moim dawnym przyjacielem z dzieciństwa. Życie jest zdecydowanie mylące jak skurwysyn. - Sam. - Spojrzał na mnie,  nawiązał ze mną najintensywniejszy kontakt wzrokowy jaki z kimkolwiek miałam, przygryzłam wnętrze swojego policzka. - Obiecuję, że nie będę cię krzywdzić. - Podkreślił słowo "nie". - Jesteś zbyt wiele znacząca w moim życiu, abym cię krzywdził. Jesteś ostatnią pamiątką z mojego dawnego życia. Jesteś ostatnią rzeczą, która utkwiła mi w pamięci. - Ten chłopiec nie byl teraz przestępcą. Był moim najlepszym przyjacielem Justinem Drew Bieberem. Był zagubiony i zdezorientowany.
- Nie całkiem przepadłeś, prawda? - Przemówiłam po raz pierwszy od kiedy zaczął mówić. Spojrzał na mnie z nadzieją w oczach. - Jest jeszcze część starego Justina, którego znałam. - Uśmiechnęłam się do niego, kiedy przez moją głowę przebiegały retrospekcje wspomnień. - Wciąż jesteś Justinem, który popchnął mój tort urodzinowy na moją twarz, który grał Kena, a ja Barbie, kto prawie spalił dom, bo myślałam, że jesteś świetnym kucharzem w wieku trzynastu lat.. Prawda? - Przygryzłam wargę i spojrzałam na niego, aby zobaczyć szeroki uśmiech wymalowany na jego twarzy z policzka do policzka. Pamiętał te chwile tak samo jak ja.
Zamiast odpowiedzieć, wstał i pomógł mi wstać. Ostrożnie przyciągnął mnie do uścisku. - Wciąż tu jestem Sam. Obiecuję. - Pogłaskał moje włosy wielokrotnie. - Brakowało mi ciebie tak cholernie bardzo. - Szepnął na ne jego ramieniu szlochając. - Mi ciebie też, Sam. - Odpowiedział.
Cofnęłam się, gdy zobaczył łzy spływające po moich policzkach otarł je i złapał mnie za ramiona. - Więc co sprowadza cię do Vancouver? - Próbował zmienić temat. - Cóż chodzę tutaj do collegu i zdarza mi się na ciebie wpadać. - Roześmiałam się.
- Czy twoi rodzice są z tobą? - Zapytał z troską. - Nie, dlaczego? - Przechyliłam głowę na bok. - Sam, musisz mi obiecać, że nie zamierzasz nikomu powiedzieć, że mnie znalazłaś. - Powiedział, wskazując że nie żartuje. Zmarszczyłam brwi. - Obiecuję. - Spojrzałam na swoje stopy.
Właśnie wtedy poczułam jak mój telefon wibruje w kieszeni. Wzięłam go i zobaczyłam, że Diane dzwoni. Odwrócilam się od Justina i odebrałam telefon podczas gdy błądziłam wzrokiem po jeziorze. - Halo? - Dzięki Bogu! Myślałam, że zostałaś zgwałcona czy coś. - Diane powiedziała z ulgą. - Diane jest w porządku. - Dobrze. Wujek Jeb naprawił samochód. Jestem w drodze do kampusu. Powinnam po ciebie przyjechać? - Nie przejmuj się. Ja po prostu zapytam Justina czy mnie podrzuci. - Ach, więc znasz go. Dobrze. Cześć kochanie. - Pa. - Rozłączyłam się i odwróciłam do Justina zastając go szczęśliwego. Na pewno byłam szczęśliwa widząc, że on jest także.
- Muszę iść. - Westchnęłam ze smutkiem. Chciałam spędzić z nim cały dzień. Uśmiech Justina zamienił się w grymas. - Teraz? - Tak. Robi się późno. - Słońce znajdowało się na horyzoncie. Przeszłam obok niego i udałam się do ogrodu. Zatrzymałam si nie pamiętając, którędy muszę iść. - Tędy. - Justin zaśmiał się, położył delikatnie rękę na moim plecach i odwrócił się w lewo.
Bez punktu widzenia.
Justin podjechał do krawężnika przy internacie Sam, zgasił silnik i położył rękę na tylnej części zagłówka Sam. - Więc do zobaczenia kiedyś? - Sam zapytała. - Na pewno. - Uśmiechnął się i pochylił się aby ją przytulić, złożył szybki pocałunek na jej policzku. Sam poczuła rumieniec skradający się na jej policzki, oddała uścisk Justina i odsunęła się po kilku sekundach.
- Pa, Justin. - Wyszeptała. - Pa, Sam. - Odpowiedział, gdy Sam wysiadała z samochodu. Po chwili biegła sprintem do akademika, nie oglądając się za siebie.
Nie wiedziała, że jej życie zmieni się w osiemdziesięciu procentach.

Przepraszam, że musieliście tyle czekać. Próbowałam rozsławić to tłumaczenie, jak na razie nie jest chyba aż tak źle. Dowiedzieliście się teraz coś na temat relacji Sam z Justinem, mam nadzieje, że moje tłumaczenie przypadło Wam do gustu i będziecie na nie zaglądać. Bardzo dziękuje za te 11 komentarzy pod pierwszym rozdziałem, kocham Was.